W rozegranych w miniony weekend Drużynowych Spinningowych Mistrzostwach Okręgu zawodnicy Koła Grodzkiego osiągnęli najwyższe wyniki. Zwyciężył team VARIVAS – Krzysztof Wójcik (Koło Grodzkie) wraz z Kacprem Kruczkiem (Koło Piechowice) osiągając imponujący wynik 9600 punktów. W dwóch turach złowili łącznie 13 szczupaków. Nie były to ryby duże, ale mając na uwadze, że szczupak na Jeziorze Pilchowickim jest od kilku lat coraz trudniejszą zdobyczą, takie połowy należy uznać za wyjątkowy sukces. Ryby łowione były wzdłuż linii brzegowej na nieduże przynęty.

Na drugim miejscu uplasował się team MIX 2 w składzie Zbyszek Bielawski (Koło Jelenia Góra Miasto), Sebastian Bajdiuk (Koło Grodzkie). Podobnie jak zwycięzcy, starali się łowić szczupaki. Udało się dwie sztuki. Wynik nie był tak imponujący jak w przypadku teamu VARIVAS, lecz wystarczył, by w pierwszej turze zająć wysoką lokatę. Drugiego dnia Zbyszkowi dopisało szczęście i na dużą błystkę, blisko powierzchni wody, zapiął ponad metrowego suma.

Hol takiej ryby dostarczył niebywałych emocji. Początkowo przekonani, że to boleń, potem, że to duży boleń, w końcu doszli do wniosku, że jest to duży boleń, ale podpięty za bok. W końcu ryba okazała się sumem, który nie za bardzo mieścił się do podbieraka, ale szczęśliwie został wyholowany. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, a ilość uzyskanych punktów pozwoliła na pewne zajęcie miejsca na drugim poziomie podium.

Aby liczyć się w mistrzostwach konieczne było równe łowienie w każdej turze. Zupełnie nie brały okonie i sandacze. Kto postawił na te ryby zupełnie nie liczył się w zawodach. Sposobem na najlepsze wyniki było łowienie szczupaków. Tak uczynił team Świerzawa II zajmując trzecie miejsce.

Kolejne miejsca, już poza podium, zajęły teamy Koła Grodzkiego: GRODZKIE.PL 1 w składzie: Rafał Kubicki, Jarosław Krempa i GRODZKIE.PL 2 w składzie: Płucieńczak Robert, Wojciech Gęgotek. Nasze drużyny wyniki osiągnęły łowiąc szczupaki, pojedyncze duże okonie oraz jazie. Zabrakło odrobiny szczęścia. W drugiej turze bliscy byliśmy złowienia wymiarowego sandacza, który spadł zanim trafił do podbieraka. Ta ryba mogła dać miejsce na podium.

Wędkarskie podsumowanie mistrzostw wprawia w osłupienie. Łącznie z treningami spędziłem na wodzie kilkadziesiąt godzin. Zdałem sobie sprawę, że zaporówka, słynąca na cały kraj z dorodnych sandaczy i okoni staje się jeziorem szczupakowo-boleniowym. Prawie nie ma już pięknych kleni (złowiono tylko jedną sztukę), coraz mniej jazi, a sandacze i okonie, które nawet przy słabych braniach dawały się łowić, stają się przypadkowym przyłowem. Do tego potworny smród sinic zajmujących już 1/3 lustra wody. Był moment, gdy musieliśmy się wycofać z głębokiej części jeziora, bo po prostu nie dało się wytrzymać wśród oparów rozkładających się glonów. Zanieczyszczenia, kłusownictwo i bierność osób i organizacji, które mogłyby cokolwiek zmienić źle rokują dla tej wody.

Organizacyjnie zawody wypadły bardzo słabo, żeby nie powiedzieć tragicznie. W zasadzie nikt nie spodziewał się, że standardy naszego okręgu ulegną jakiejś szczególnej poprawie. Od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, od kiedy biorę udział w zawodach okręgowych, wyglądają one tak samo. O tym, że powinno być inaczej, nabrałem przekonania od kiedy w Kole Grodzkim organizujemy imprezy dla wędkarzy. Może, jako koło nie zarabiamy na organizacji zawodów, ale nie wyobrażamy sobie, by na siedmiogodzinną turę wypuścić zawodników bez napojów i prowiantu, a przed turą nie zaproponować śniadania. Od pewnego czasu zapewniamy przenośną toaletę toi-toi, wodę do umycia rąk przed podaniem obiadu, zadaszenie gdy pada lub doskwiera upał. To standardy, które obowiązują w Kole Grodzkim. Na zawodach rangi okręgowej, gdzie organizator dysponuje nieporównywalnie większymi funduszami i pobiera znacznie większe wpisowe, nie powinno być gorzej.

Jeśli można mówić o słabej organizacji zawodów pod względem zapewnienia uczestnikom komfortu, to pod względem jakości sędziowania było znacznie gorzej. Pierwszego dnia, na pół godziny przed zakończeniem tury sędziowie dwóch łodzi tak bardzo zgłodnieli, że postanowili spłynąć na obiad. Na wodzie została jedna łódź, która nie była w stanie sprawnie pomierzyć ryb zgłoszonych tuż przed końcem wędkowania. W efekcie, złowionego szczupaka, zmuszeni byliśmy przetrzymywać przez pół godziny, dzwonić, domagać się pomiaru, a następnie płynąć z rybą w bakiście do punktu startu. Wszystko w trzydziestostopniowym upale i przy złych warunkach tlenowych w wodzie.

Kolejną kwestią fatalnie wpływającą na ocenę działania sędziów było zamieszanie wokół silników uczestników zawodów. Na Jeziorze Pilchowickim obowiązuje uchwała Sejmiku dolnośląskiego ograniczająca moc silników łodzi wędkarskich do 4 KW (5,4 kM). Powołano więc komisję techniczną, która przed turą dokonała sprawdzenia długości łodzi, wyposażenia i mocy silników. W trakcie zawodów okazało się jednak, że na wodzie znalazły się co najmniej dwie łodzie wyraźnie szybsze od pozostałych. Podejrzenie oszustwa zgłoszono sędziemu głównemu i drugiego dnia po raz drugi dokonano kontroli. Jedna z podejrzanych załóg miała usuniętą tabliczkę znamionową z silnika, choć model silnika wskazywał na moc 8 KM. Sędziowie to zbagatelizowali. W drugim przypadku okazało się, że silnik jest wyraźnie oznakowany tabliczką znamionową 8 KM, tutaj wątpliwości nie było. Nakazano silnik zdemontować zapominając, że łódź wyposażona niezgodnie z zasadami uczestniczyła już w pierwszej turze i na dobrą sprawę powinna być zdyskwalifikowana. Sędziom zupełnie to nie przeszkadzało, a przyczyną mógł być fakt, że użytkownikiem łodzi był znany działacz, członek Zarządu Okręgu PZW w Jeleniej Górze.

Przyłapana drużyna miała w drugiej turze pływać na silniku elektrycznym. Czekało nas jednak duże zaskoczenie. Okazało się, że gdy zawodnicy wystartowali, łódź członka ZO wyposażona w sposób niezgodny z zasadami znalazła się na wodzie i uczestniczyła w zawodach do samego końca. Widocznie zdaniem sędziów “drobne oszustwo” w wykonaniu kolegi – działacza PZW nie stanowiło problemu.

O “szczególnym” podejściu organizatorów do kwestii sędziowania może świadczyć zdarzenie z samego początku zawodów. Jedna z drużyn przybyła na zawody z łodzią wyposażoną w silnik o większej mocy niż dopuszczona przepisami. Silnik był zamontowany na stałe do łodzi, nie dawał się zdemontować. Aby być w porządku, drużyna od razu zgłosiła problem i zadeklarowała, że silnik nie będzie nawet opuszczany do wody, używać będą wyłącznie silnika elektrycznego. Komisja sędziowska długo dyskutowała z zawodnikami, grożąc im niedopuszczeniem do zawodów, mimo, że zawodnicy wykazali się uczciwością. Ta sama komisja, nawet nie zawahała się klasyfikując drużynę przyłapaną na nieuczciwości i zezwalając, by brali udział w zawodach łamiąc zasady.

Pozostaje pytanie. Skoro przymyka się oko na nieuczciwość swoich kolegów, to czy można poważnie traktować całe wyniki mistrzostw ? Ostatecznie team “wspierany” przez sędziów zajął dziesiąte miejsce. Równie daleko jak druga załoga próbująca sobie pomóc w podobny, nieuczciwy sposób. Nie zaważyło to na wynikach w istotny sposób, więc jak większość takich spraw, zostanie “zapomniana”. Pozostaje jednak niesmak i ciągłe przekonanie, że do normalności w jeleniogórskim PZW jeszcze daleka droga.

 

Wobec tych doświadczeń kolejne potknięcia organizatorów jak źle wypisany naszej drużynie dyplom – mamy wpisane V miejsce, mimo że zajęliśmy IV, a moje nazwisko zostało wpisane z błędem, to już szczegóły o które nawet nie warto kruszyć kopii.

Mimo tych nieprzyjemnych doświadczeń, a może właśnie szczególnie w tych okolicznościach, zwycięzcom należą się wielkie gratulacje i życzenia “udanych łowów” na Spinningowych Mistrzostwach Polski, które niebawem odbędą się na Zalewie  Sulejowskim.

JarekK