Tysiąc pięćset ryb, przede wszystkim niewielkich okoni, złowionych przez 150 zawodników podczas trzech siedmiogodzinnych tur, to jakby 10 ryb na zawodnika w czasie całych zawodów. To 3 ryby dziennie …przez siedem godzin łowienia ! Czy to może być powód do dumy ? Wiemy przecież doskonale jak to ze średnią statystyczną bywa. Niby matematycznie wychodzi, ale dla większości to pułap marzeń. Jeżeli dodatkowo wziąć pod uwagę, że w Mistrzostwach Polski startują mistrzowie okręgów i zawodnicy doświadczeni w rozgrywkach Grand Prix Polski, a do tego cała krajowa kadra, zaczyna wyglądać to na prawdę słabo ..bardzo słabo.
Słabe łowisko, jak się szybko okazało to nie jedyna wpadka odpowiedzialnych za całokształt zawodów działaczy GKS. To był prawdziwy “koncert potknięć i wpadek”.
Drugiego dnia zawodów również zaskoczenie. Ani chybi, wbrew zapowiedziom meteorologów, w nocy wiatr się zmienił i boje przewędrowały w kierunku przeciwnym. Kilka atrakcyjnych miejscówek jednego dnia znajdowało się w sektorze B, a drugiego w C. Zawodnicy, którzy rozumieli lub przewidzieli te pogodowe anomalie wędkowali przez dwa dni na tych samych miejscach. Tylko dzięki temu, że “wędrujące miejscówki” nie obdarzyły rybami, fakt ten nie stał się przyczyną grubszej afery.
Ryby nie dopisywały, ale nie było problemu z grzybami. W jednej z sędziowskich łodzi piętrzyły się stosy pięknych podgrzybków i być może było to przyczyną nieustannego oczekiwania na mierzenie złowionych ryb. Pierwszego dnia w sektorze B łódź sędziowska pojawiła się dopiero po 4 godzinach zawodów. Próby dodzwonienia się na podane numery sędziów dawały jedynie możliwość nagrania się na poczcie głosowej. W efekcie kolega zgłosił do zmierzenia okonia niemal białego i sztywnego jak patyk. Gotowy na dyskusję nt. jakości pracy sędziów, a nawet złożenia protestu, został zaskoczony – sędziowie rozszerzyli nieco pojęcie żywej ryby na takie przypadki, zaliczając okoniowego nieboszczyka bez problemu.
Przy takim poziomie tolerancji nie powinna dziwić łódź z juniorami łowiącymi metodą trollingową. Na pokładzie łodzi znajdował się sędzia (na usprawiedliwienie dodam ..sędzia nie łowił).
Inny ciekawy przypadek dający świadectwo jakości wyszkolenia sędziów. Na kilkanaście minut przed zakończeniem tury jedna z załóg łodzi wywiesiła chorągiewkę oznaczającą zgłoszenie ryb do mierzenia. Łódź sędziowska nie pojawiała się długo, więc podjęli próbę dzwonienia do sędziego sektorowego. Nie udało się dodzwonić. Sędziowie pojawili się dopiero po zakończeniu tury i oznajmili, że ryb już nie zaliczą. Wyjaśnienia, telefony, niepotrzebne nerwy. Po telefonicznym przeszkoleniu sędziowie przyznali rację zawodnikom.
Po serii zawodów Grand Prix Polski, gdzie sędziowie działali na prawdę dobrze, a w kilku przypadkach (Barlinek. Orzysz) wręcz perfekcyjnie, oczekiwania zawodników były znacznie większe. To prawdopodobnie oszczędność była przyczyną ograniczenia ilości załóg sędziowskich, co przy tak rozległych sektorach – każdy po kilka kilometrów długości, musiało zakończyć się wpadką.
W wędkarskim sporcie nadchodzi “dobra zmiana”. Zawody na Sulejowie były ostatnimi Indywidualnymi Mistrzostwami PZW w dyscyplinie spinningowej. Wydawało się, że impreza o takiej symbolicznej wymowie powinna być przeprowadzona perfekcyjnie. Panowie z Twardej z kolegami z Piotrkowa udowodnili, że da się inaczej. Spinningowe Mistrzostwa PZW zamieniono w “Mistrzostwa Organizacyjnej Fuszerki”. Braw i gratulacji nie będzie.
jarekk
…a o wynikach za jakiś czas 🙂