Kilka dni temu z przyjemnością mogliśmy pochwalić się zakwalifikowaniem drużyny Koła Grodzkiego do Spinningowego Grand Prix Polski. Wracamy więc do spinningowej pierwszej ligi. Oznacza to, że w przyszłym roku będziemy startować w cyklu najważniejszych zawodów spinningowych Polski. Zwodów, które nie mają charakteru komercyjnego jak większość dużych imprez wędkarskich, lecz dają możliwość zakwalifikowania do kadry krajowej. Warto też podkreślić, że w tym sezonie startujemy bez pomocy klubu, jako drużyna “grodzkie.pl”.

Kilka słów o samych zawodach. Spinningowe Grand Prix Polski, to cykl zawodów rozgrywanych na dużych zbiornikach. Każdorazowo rywalizuje 60 dwuosobowych drużyn z łodzi, łowiąc na każdym spotkaniu przez dwie siedmiogodzinne tury. Najlepsi wchodzą do kadry krajowej, 15 najsłabszych teamów odpada. Aby wystartować w Spinningowym Grand Prix Polski trzeba zakwalifikować się w zawodach eliminacyjnych.

O samych eliminacjach. Jeszcze kilka lat temu, eliminacje był to cykl kilku zawodów rozgrywanych na różnych wodach. Obecnie, po mniej lub bardziej słusznych decyzjach działaczy, zainteresowanie cyklem na tyle spadło, że wystarczą jedne 3-turowe zawody. Nie należą one jednak do łatwych. Trwają trzy dni i – być może to moje subiektywne odczucie – tutaj walczy się bardzo “na serio”. Zawodnikom na prawdę zależy na dobrym wyniku, bo wiąże się to z awansem. Potwierdza to jakby powszechna opinia, że łatwiej utrzymać się w I lidze, niż się do niej dostać.

W tym roku eliminacje odbyły się na Nogacie. Piękna, nizinna woda, jedna z odnóg Wisły, rzeka o bardzo leniwym przepływie wyczuwalnym głównie podczas spuszczania wody ze śluz między którymi wędkowaliśmy. Brzegi zarośnięte trzcinami i grążelami, a na echosondzie widoczne ślady główek i umocnień z czasów, gdy Nogatem płynęła większa część wiślanych wód. Do tego położony tuż nad wodą, XIII wieczny, malowniczy zamek – siedziba zakonu krzyżackiego i władz Pruskich. Piękna, a dla nas szczególnie trudna woda. Trudna z dwóch powodów. Przede wszystkim nasze okolice, podobnie jak całe południe Polski to głownie zbiorniki zaporowe o zupełnie innym charakterze. Trening na zarośniętych, szczupakowych jeziorach oznacza dla nas co najmniej wyprawę w zielonogórskie lub gorzowskie. Po drugie, w przeciwieństwie do nas, większość startujących drużyn pochodziła z północy Polski, miała okazję trenować na samym Nogacie lub okolicznych, podobnych jeziorach. Mieliśmy świadomość, że naszymi przeciwnikami będą w większości wędkarze lokalni. Do zawodów podchodziliśmy sceptycznie.

Trening nie wypalił. W czwartek wolno było wędkować w sektorze. W sumie to dobry pomysł, że zrezygnowano z zakazu trenowania dzień przed zawodami. Miejscowi i tak świetnie znają wodę, a dla przyjezdnych praktycznie jedyna okazja, by w miarę “ogarnąć temat”. Dla nas jednak próby szukania sposobu i przynęt na okonie – takie mieliśmy założenia – nie dały efektu. Złowiliśmy kilka ryb rozproszonych w różnych miejscach. To jednak zbyt mało, by mieć sposób na rozegranie zawodów. Zdecydowaliśmy skupić się na szczupakach, których podobno w Nogacie nie brakuje.

 

Obławialiśmy “książkowe” miejscówki – płytkie, zarośnięte blaty, krawędzie i pas przy trzcinach. Drużyna z Gdańska, którą mieliśmy w zasięgu wzroku robiła dokładnie to samo, co upewniało nas w słuszności podjętej decyzji. Po kilkudziesięciu minutach łowienia szamotaniem z podbierakiem i okrzykami radości uświadomili nam, że mają pierwszą, ładną rybę. Kilkanaście minut po nich i nam dopisało szczęście. Na jasną gumę zameldował się piękny “siedemdziesiątak”. To dodało pewności. Do południa dołowiliśmy jeszcze ładnego okonia i drugiego szczupaka. Nie było najgorzej, dzień zakończony na 5 miejscu.

Przed drugą turą dostaliśmy ostrzeżenie o możliwości wystąpienia burzy. W takiej sytuacji tura ulega skróceniu, a by mogła być zaliczona musi trwać przynajmniej 3 godziny. Pomysł był prosty – szybko złowić okonia, by jak najszybciej zaliczyć turę. Pierwszą godzinę postanowiliśmy jednak przeznaczyć szczupakowi, to był dobry pomysł. Popłynęliśmy w znane nam z poprzedniego dnia miejsca. Znów podobne założenia plus wiara w przynętę dały efekt. Po niecałej godzinie łowienia mamy szczupaka. Gdy dołowiliśmy okonia już grzmiało i zaczynała się ulewa. Burza rozkręciła się na dobre tuż przed dwunastą, tura uległa skróceniu. Resztę dnia spędziliśmy w bazie.

Po drugim dniu udało się utrzymać piątą pozycję. Matematycznie mieliśmy już awans. Jeżeli w trzecim dniu nie udało by się złowić żadnej ryby wylądowalibyśmy gdzieś w okolicy 15 miejsca. Jeżeli połowilibyśmy lepiej, mieliśmy szansę na “pudło”. Decyzja była prosta – odkładamy wędki okoniowe, gramy “na grubo”. No i …zabrakło trochę szczęścia. W drugiej godzinie łowienia Rafałowi wychodzi ogromny szczupak. Na oko ma 90, może 100 cm. Ten dałby nam zwycięstwo. W piątej godzinie ma w holu rybę ok. 60 cm, która spada przy łódce, a mogła pomóc awansować na 4, może 3 pozycję. W międzyczasie ja łowię okonia i jest to nasza jedyna ryba tej tury. Spadamy na 9 pozycję, ale utrzymujemy awans.

Trzeci dzień nie wyszedł. Mimo wszystko warto było spróbować. Na tym polega właśnie wędkarstwo – oprócz dobrych decyzji nie wolno mieć pecha. Nie było podium, ale pocieszamy się – plan wykonany za rok łowimy z najlepszymi 🙂

Warto jeszcze powiedzieć dwa słowa o samych zawodach i ich organizatorach. To co robi ekipa z Elbląga mogło by być wzorem dla wszystkich okręgów. Zawody przygotowane i przeprowadzone perfekcyjnie. Bardzo sprawne sędziowanie, krótkie, rzeczowe odprawy i nienaganny katering. Do tego baza tuż nad wodą, marina z wygodnym slipem i dość rybna woda. Przy dużym rozproszeniu łodzi, chwilami można było zapomnieć, że łowimy “na wyścigi”. Byliśmy na bardzo fajnym, trzydniowym wędkowaniu.

Wygrały drużyny lokalne – z rejonu Pomorza i Żuław. Jesteśmy jedną z nielicznych drużyn z Polski południowej zakwalifikowaną do I ligi. To efekt ograniczenia eliminacji do jednych zawodów, na jednej wodzie.

Podczas całych zawodów można było spotkać się pod wiatą. Przygotowane przez organizatorów drewno na ognisko, kiełbasa, kawa, piwo, słodycze, to stosunkowo niewielki koszt, a na zawodnikach robi bardzo dobre wrażenie.

To co w większości okręgów “nie da się” lub “nie opłaca”, dla PZW Elbląg nie stanowiło problemu. Brawa dla organizatorów.

Nagrodę za największą rybę wręczał fundator, kandydat do europarlamentu Jarosław Wałęsa.

    

TABELA WYNIKÓW ELIMINACJI DO SPINNINGOWEGO GRAND PRIX POLSKI NA 2020 ROK

jarekk